Przypowieść o bogaczu i Łazarzu

Print Friendly, PDF & Email

bl

Aby uzasadnić życie po życiu, realność siarczystego piekła dla jednych oraz miejsca wiecznej szczęśliwości dla drugich, większość chrześcijan odwołuje się również do przypowieści o bogaczu i Łazarzu (Łk 16.19-31), którą Chrystus skierował głównie do faryzeuszów (por. Łk 15.43). Czy jednak przypowieść ta rzeczywiście mówi o tym, że tuż po śmierci umarli udają się do piekła bądź raju?

 

Rozpocznijmy od przypomnienia, że Jezus bardzo często przemawiał do tłumów w przypowieściach i podobieństwach. Czytamy, że „w wielu podobieństwach zwiastował im słowo stosownie do tego, jak mogli słuchać. A bez podobieństwa nie mówił do nich. Na osobności zaś wykładał uczniom swoim wszystko” (Mk 4.33-34). Z przytoczonego tekstu wynika też, że przypowieści nie należy interpretować dosłownie, ponieważ w znacznym stopniu zawierają one określenia alegoryczne, symboliczne. Jezus zaś bardzo często używał licznych porównań (parabola), przenośni (metafora), a nawet zamierzonej przesady (hiperbola), aby w ten właśnie sposób – obrazowy i plastyczny – przykuć uwagę słuchaczy, wskazać im wartości moralne oraz zainteresować ich sprawami Królestwa Bożego. I tak też należy traktować przypowieść o bogaczu i Łazarzu.

Niestety, większość wierzących uważa, że przypowieść ta – jedyna w swoim rodzaju, bo nie znajdziemy jej w żadnym innym przekazie ewangelicznym – zawiera dosłowny opis piekła i raju. Twierdzą, że zmarli natychmiast po śmierci trafiają bądź to do piekła, bądź do raju (nieba) przed oblicze Zbawiciela. Dowodzą, że skoro Ewangelia używa zwrotu: „A był pewien człowiek bogaty” (Łk 16.19), to opowiadanie to nie może być przypowieścią, tym bardziej że również sam tekst nie mówi o tym wyraźnie. Co sądzić o takiej argumentacji?

Cóż, dobrze byłoby zauważyć, że Ewangelia Łukasza zawiera kilka innych podobieństw, o których również nie powiedziano, że są przypowieściami. Przykładem tego mogą być chociażby następujące przypowieści: o dwóch dłużnikach (Łk 7.40-43), o miłosiernym Samarytaninie (10.29-37), o wielkiej wieczerzy (14.15-24), o synu marnotrawnym (15.11-32), czy też przypowieść o nieuczciwym zarządcy (16.1-13).

Co więcej, w każdym z tych opowiadań również występują podobne zwroty, że ktoś „miał”, „szedł”, „przygotował”, „był”. Zwroty te nie oznaczają jednak, że opowiadania te nie są przypowieściami.

Geza Vermes, wybitny biblista i światowej sławy hebraista (były ksiądz katolicki), w swoim komentarzu do podobieństwa o bogaczu i Łazarzu stwierdza, że opowiadanie to „zwięźle ilustruje propagowane przez faryzeuszów w czasach Jezusa popularne wyobrażenie o odpłacie za ziemskie postępowanie i formach życia pozagrobowego” („Autentyczna Ewangelia Jezusa”, Wydawnictwo Homini, Kraków 2009, s. 187).

Również Craig S. Keener pisze o bogaczu i Łazarzu, co następuje: „Przypowieść ta przypomina pewną rabinacką opowieść o nieznanej dacie powstania (…). Pewne szczegóły dotyczące życia przyszłego są typowymi motywami zaczerpniętymi z żydowskiej tradycji – niektóre z nich stanowiły niezbędne elementy wątku (co jest dozwoloną praktyką w przypadku przypowieści)”  („Komentarz historyczno-kulturowy do Nowego Testamentu”, Oficyna Wydawnicza „Vocatio”, Warszawa 2000, s. 163).

Jak widać, nawet tak znani katoliccy bibliści nie kwestionują charakteru opowieści ewangelicznej, tego, że w obrazowy, typowy dla przypowieści sposób, przekazuje ona pewną naukę moralną, a mianowicie, że najważniejszy zawsze jest człowiek. Wszak przypowieść ta uczy między innymi, że nic – tym bardziej religia powołująca się na Abrahama (por. Mt 3.9; Łk 16.24) – nie może zastąpić współczucia i troski o innych. Kto bowiem przechodzi obojętnie obok cudzego nieszczęścia, ten sam wydaje na siebie skazujący wyrok. To jest zatem głównym przesłaniem przypowieści o bogaczu i Łazarzu, a nie nauka o piekle. Dodajmy, że tworzenie wykładni na temat piekła i życia po śmierci na podstawie tego tekstu – jedynego w całym Nowym Testamencie – z punktu widzenia biblijnej hermeneutyki jest absolutnie nie do przyjęcia. Tym bardziej że również samo opowiadanie wyraźnie wskazuje na to, że mamy do czynienia z przypowieścią.

A wskazuje na to co najmniej kilka elementów. Przede wszystkim wzmianka o tym, że potępieni, którzy znajdują się w piekle, i zbawieni będący w raju mogą siebie widzieć i z sobą rozmawiać. Czytamy bowiem, że potępiony bogacz „ujrzał z daleka Abrahama Łazarza” (w.23) i rozmawiał z patriarchą (w. 24), chociaż dzieliła ich „wielka przepaść” (w.26). Czy to jest możliwe? Oczywiście, że nie. Przecież gdyby tak było w istocie, należałoby się poważnie zastanowić, czy raj, lub niebo, jak niektórzy twierdzą, byłby rzeczywiście miejscem wiecznej szczęśliwości. Gdyby bowiem zbawieni istotnie widzieli i słyszeli jęki cierpiących w piekle – być może nawet swoich najbliższych – wątpię, aby mogli się cieszyć choć przez chwilę, a cóż dopiero przez całą wieczność. Czy to rozsądne, aby w coś takiego wierzyć?

Po drugie – wątpliwość co do dosłownej interpretacji ewangelicznego opowiadania budzi również treść innego wersetu: „I poza tym wszystkim między nami a wami rozciąga się wielka przepaść, aby ci, którzy chcą stąd do was przejść, nie mogli, ani też stamtąd do nas nie mogli się przeprawić” (w.26). Od razu bowiem nasuwa się tu pytanie: czyżby zbawieni rzeczywiście chcieli opuścić „łono Abrahama” i pójść do piekła, aby pomóc potępionym? Czyżby nie zgadzali się z Bożym wymiarem sprawiedliwości? Poza tym, czyżby „umoczony koniec palca w wodzie ochłodził język” bogacza (w.24), skoro znajdował się ogniu piekielnym? Czyż ogień piekielny – według nauki Kościoła rzymskokatolickiego – nie jest dotkliwszy od znanego nam żaru? Przecież prof. ks. Franciszek Spirago wyraźnie pisał, że „ogień piekielny (…) piecze (stąd wyraz: piekło) i to znacznie boleśniej niż ogień ziemski. »Nasz ogień zimnym jest w porównaniu do ognia piekielnego« (Św. Wincenty Fer.)” (,,Katolicki katechizm ludowy”, cz. I, s. 399).

Czy można zatem poważnie traktować podobne twierdzenia i opisy? Czy dosłowne tłumaczenie tego opowiadania nie prowadzi do oczywistego absurdu? Przecież kontekst, w jakim należy odczytywać podobieństwo o bogaczu i Łazarzu (rozdziały od 14 po 16), wyraźnie wskazuje na to, że zostało ono wymierzone głównie przeciwko elitom Izraela, szczególnie faryzeuszom, którzy bogacili się kosztem innych (por. Mt 23.14; Mk 12.38-40;  Łk 11,37-44), a mimo to nadal „chcieli uchodzić w oczach ludzi za sprawiedliwych” (Łk 16.15).

Chrystus zdemaskował jednak obłudę owych elit. Wykazywał, że nie tylko „byli chciwi” (Łk 16.14), ale również niewiele przejmowali się losem swoich ubogich współbraci. Od samego początku nauczał też, żeby „wystrzegać się wszelkiej chciwości, dlatego że nie od obfitości dóbr zależy czyjeś życie” (Łk 12.15). Jeśli bowiem bogactwo nie może nikogo uchronić przed śmiercią, to tym bardziej nikomu nie może zapewnić życia wiecznego. Ostrzegał, że „komu wiele dano, od tego wiele będzie się wymagać” (Łk 12.48) i pouczał: „Gdy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych, ślepych. I [wtedy] będziesz błogosławiony, bo nie mają ci czym odpłacić. Odpłatę bowiem będziesz miał przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych” (Łk 14.13-14).

Co więcej, z powyżej przytoczonego tekstu wynika także, że Chrystus wyraźnie mówił, kiedy sprawiedliwi otrzymają „odpłatę”. Nastąpi to nie wcześniej, jak dopiero w dniu zmartwychwstania. Według Biblii nagroda lub kara wiążą się zatem nierozerwalnie ze zmartwychwstaniem. W Ewangelii św. Jana czytamy: „Nie dziwcie się temu, gdyż nadchodzi godzina, kiedy wszyscy w grobach usłyszą głos jego; i wyjdą ci, co dobrze czynili, by powstać do życia; a inni, którzy źle czynili, by powstać na sąd” (J 5.28-29). Ewangeliczna nadzieja dla żywych i umarłych wiąże się więc ze zmartwychwstaniem, a nie z pojęciem nieśmiertelności duszy i związanej z tym idei życia pozagrobowego. Zasadnicze znaczenie należy tu przypisywać nie jednemu tekstowi (przypowieść), ale wszystkim wypowiedziom Chrystusa, między innymi tym: „A to jest wola tego, który mnie posłał, abym z tego wszystkiego, co mi dał, nic nie stracił, lecz wskrzesił to w dniu ostatecznym. A to jest wola Ojca mego, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w niego, miał żywot wieczny, a Ja go wzbudzę w dniu ostatecznym” (J 6.39-40) oraz: „Oto przyjdę wkrótce, a zapłata moja jest ze mną, by oddać każdemu według jego uczynku” (Ap 22.12).

Krótko mówiąc, Bibliia zapowiada, że wszystkich ludzi czeka zmartwychwstanie i nagroda lub kara, a nie życie pozagrobowe, które rzekomo rozpoczyna się w godzinie śmierci. Sprawiedliwi nie otrzymują więc obiecanej nieśmiertelności z chwilą śmierci, lecz przy powtórnym przyjściu Chrystusa. Takie przynajmniej jest świadectwo Pism, a także apostoła Pawła, który napisał: „Albowiem jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy zostaną ożywieni. A każdy w swoim porządku: jako pierwszy Chrystus, potem ci, którzy są Chrystusowi w czasie jego przyjścia (…), w jednej chwili, w oka mgnieniu, na odgłos trąby ostatecznej; bo trąba zabrzmi i umarli wzbudzeni zostaną jako nieskażeni, a my zostaniemy przemienieni. Albowiem to, co skażone, musi się przyoblec w to, co nieskażone, a to, co śmiertelne, musi przyoblec się w nieśmiertelność” (1 Kor 15.22-23,52-53).

Poza tym przypowieść o bogaczu i Łazarzu uczy również, że z chwilą śmierci nie można już niczego zmienić. Śmierć przypieczętowuje bowiem los każdego człowieka. Tak czytamy m.in. w Liście do Hebrajczyków: „Postanowione jest ludziom raz umrzeć, a potem sąd” (9.27). Kto więc oczekuje i pragnie całkowitego zbawienia, musi o nie zadbać zawczasu, ponieważ zbawienie rozpoczyna się i dokonuje w chwili obecnej, tu i teraz. „Oto teraz czas łaski, oto teraz dzień zbawienia” (2 Kor  6.2). Dlatego właśnie opowiadanie to tak mocno akcentuje ważność słuchania tego, co głosi Pismo (por. Łk 16.29). Jeśli bowiem ludzie nie słuchają orędzia Bożego, to nic i nikt nie jest w stanie im pomóc, nawet „choćby kto z umarłych powstał” (Łk 16.31). „Wiara jest bowiem ze słuchania, a słuchanie przez Słowo Chrystusowe” (Rz 10.17).